wtorek, 14 lipca 2015

1. The pan(ic) attack

Ta praca to absolutny koszmar.
Cały dzień w cuchnącym, mikroskopijnym barze na kompletnym wygwizdowie, otoczona szemranym towarzystwem. Zapach piwa i tłustego smażonego mięcha przesiąka dosłownie wszystko. Moje ubrania, włosy, mózg.
Chcę żeby ten dzień już się skończył. I jest już tak blisko do tej upragnionej chwili. Bar jest niemalże pusty, kilkoro wytatuowanych kolesi kończy pić. Właściciel będzie zamykać za kilka minut. Ale oczywiście, nic nigdy nie idzie po naszej myśli. Kiedy już mam zamiar rzucić to wszystko w pizdu, słyszę dźwięk otwieranych drzwi i dwóch klientów wchodzi do środka. Siadają przy barze i cicho rozmawiają. Mam ochotę ich dźgnąć moim długopisem. Lub łyżką.
Biorę głęboki oddech i podchodzę do nich by zebrać zamówienie. Nawet nie zaszczycają mnie spojrzeniem, kiedy tak stoję i czekam. Kaszlę i jeden z nich łaskawie podnosi wzrok.
- Dwa piwa – mówi tylko i wraca do rozmowy. Moja chęć mordu rośnie do rozmiarów Empire State Building. ‘Pieprzony dupek’ myślę, kiedy idę po zamówione piwo. Kiedy wyciągam dwie butelki spod baru, przyglądam się uważnie tej parze.
Dwaj mężczyźni po trzydziestce, jeden z krótkimi, brązowymi włosami, drugi z dłuższymi i ciemniejszymi. Obaj w kurtkach, długowłosy we flanelowej koszuli, ten drugi w jeansowej. Oboje bardzo przystojni i zdecydowanie dobrze zbudowani. Spoglądam na swoje ubrania, uwalone jak cholera po całym dniu pracy i nieogarnięte włosy, które pachną jak McDonald po powodzi piwa. Wzdycham i podchodzę do nich z piwem. Kiedy stawiam butelki na blacie przez przypadek słyszę urywek ich rozmowy.
- Słuchaj Dean, takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Nastolatki nie znikają sobie tak po prostu. Myślę, że to może być sprawa dla nas – mówi ten z dłuższymi włosami.
- To co to może być hę? Oświeć mnie Sammy.
- Tego nie wiem. Może duch. Albo demon. Jest wiele opcji. Ale powinniśmy to sprawdzić. Nawet jeśli to tylko bunt nastolatków, sprawa dobrze nam zrobi. Ostatnimi czasy nie zajmowaliśmy się niczym normalnym.
Serce mi przyspiesza. O czym oni pierdolą? Muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim, kurwa, chodzi.
Widzę, że zbierają się do wyjścia, więc przechodzę przez pomieszczenie dla personelu i wychodzę na zewnątrz. Zabieram patelnię z kuchni. Tak na wszelki wypadek. Idą w kierunku swojego samochodu (który jest jednym z najlepszych jakie widziałam w życiu – Impala z 1967. To tak swoją drogą), a ja szybko przemykam za nimi. Chowam się za samochodem i powoli zaczynam przemieszczać się w ich kierunku, okrążając tył pojazdu. Kiedy znajduję się obok tego wyższego, gwałtownie się prostuję i walę w jego głowę patelnią. Ten niemalże podskakuje, a z ust wyrywa mu się bardzo głośne ‘AŁA!’. Biorę kilka kroków do tyłu i staję naprzeciw tej podejrzanej dwójki. Wyglądają na bardziej zdezorientowanych niż przestraszonych lub wściekłych.
- Co do… - zaczyna ten niższy.
Ten drugi dotyka swojej głowy z bólem i zdziwieniem wypisanym na twarzy. Patrzę na nich z patelnią wyciągniętą przed siebie.
- No dobra chłopaki. Czy możecie mi z łaski swojej powiedzieć kim wy kurwa jesteście i dlaczego gadaliście o jakichś jebanych demonach?
Spoglądają na siebie szybko.
- Czekaj chwilę, mogę się założyć, że coś źle usłyszałaś. Jesteś pewna, że nic dzisiaj nie piłaś? Mógłbym cię podwieźć do domu. Może pozwoliłabyś mi zostać nieco dłużej – mówi ten niższy z tym jakże dobrze mi znanym uśmiechem Casanovy.
- Słuchaj pizdusiu, nie pogrywaj ze mną. Wiem co usłyszałam. A teraz, jeśli nie chcesz oberwać patelnią w tę swoją śliczną główkę, lepiej odpowiedz na pytanie. Kim wy do kurwy nędzy jesteście?
I znowu, to szybkie spojrzenie pomiędzy nimi dwoma. Ten wysoki zostawia swoją głowę w spokoju i patrzy na mnie z wzrokiem pełnym powagi.
- Ja nazywam się Sam Winchester. To mój brat Dean. I jesteśmy łowcami potworów.

_______________________________________________________________________

Pierwsze koty za płoty! Oryginalnie, opowiadanie powstało w języku angielskim, ale jako że czuję się sto razy lepiej pisząc po polsku postanowiłam te moje wypociny tutaj umieścić. Mam nadzieję, że się podobało (i że nie nawrzucałam za dużo bluzgów - jeśli komuś one przeszkadzają, proszę o powiadomienie mnie w jakikolwiek dostępny sposób)

5 komentarzy:

  1. Pierwszy rozdział super, a wręcz mogłabym rzec supernaturalny, jest patelnia, jest moc. Jak dla mnie ilość bluzgów odpowiednia, w porównaniu z Panem Mackiem Dąbrowskim to to jest bardzo kulturalny pikuś. Co tu jeszcze dodać, może tylko:
    Rusz dupę i leć tłumaczyć następny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panem Maćkiem Dąbrowskim*
      ugh czemu tu nie ma opcji "edytuj"

      Usuń
  2. Sam! DEAN! o jak ja ich kocham ❤❤❤
    Dość niesztampowe rozpoczęcie znajomości, muszę przyznać. Biedny Sammy, będzie go teraz głowa boleć ;( DEAN (*_________________*) jak zawsze dupcuś cyngielek, ale chyba za to go tak kocham ^^

    Pisałaś po ingliszu i teraz tłumaczysz czy tłumaczysz opowiadanie kogoś innego?

    Pozdro 666

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uno: Cieszę się, że się podobało (z wypowiedzi wnioskuję, że tak było)
      Dos: Dupcuś cyngielek -> ♥ Chyba zacznę na stałe używać tego wyrażenia :D
      Tres: Pisałam po angielsku i tłumaczę sama siebie (heh). Zmęczyłam się pisaniem po angielsku i stwierdziłam, że popiszę co nieco w języku ojczystym.
      Również pozdro 666

      Usuń
    2. Owszem, podobało się to raz.
      Niestety, zastrzegam sobie prawo do dupcusia cyngielka wedle praw autorskich, niemniej cieszę się że się spodobało ;D, to dwa
      Ano pisanie po ingliszu ciężka sprawa, wiem z autopsji, polisz też niezły trzymajmy się go, to trzy :)

      Nie mniejsze pozdro 666

      ;))

      Usuń