niedziela, 26 lipca 2015

2. Shotgun

Tyle czasu minęło, ale to w sumie dobrze - ktoś zaczął to czytać (chyba). Drugi rozdział skończony (trochę krótki, ale się zrekompensuję), a ja mam szczerą nadzieję, że się spodoba (jeśli tak proszę o komentarz, a jeśli nie... to w sumie też proszę o komentarz - konstruktywna krytyka zawsze pomaga). Enjoy!
_______________________________________________________________

-…łowcami potworów.
Patrzę na niego osłupiała, wciąż z patelnią wyciągniętą przed siebie. Przez pierwsze kilka sekund jego słowa powoli docierają do mojego mózgu, a oni wbijają we mnie wzrok, czekając na reakcję.
I nagle, niespodziewanie dla chłopaków, którzy niemalże podskakują, wybucham niekontrolowanym śmiechem.
Stoję przed nimi, z wyszczerbioną patelnią w mojej lewej dłoni i zaśmiewam się do łez, niemalże kładąc się na żwirowej powierzchni parkingu. Oni rzucają sobie zdezorientowane spojrzenie.
- Ooo kurwa, chłopaki, to było dobre. Naprawdę dobre. Czy jestem w jakiejś  popieprzonej ukrytej kamerze? Moja  siostra was nasłała? – pytam, wciąż dusząc się ze śmiechu.
Dean otwiera usta, ale zamyka je niemalże w tej samej chwili. Sam patrzy na niego z tym ‘wszechwiedzącym’ błyskiem oku. Szepcze coś do Deana, a on potakująco kiwa głową. Sam spogląda na mnie.
- Nie, nie jesteś w popieprzonej ukrytej kamerze. My JESTEŚMY łowcami.
- Panowie proszę was, to było śmieszne za pierwszym razem, ale powtarzanie się psuje efekt.
Podczas gdy ja mówię, Dean podchodzi do samochodu i otwiera bagażnik. Zauważam ogromny biały pentagram na wewnętrznej stronie bagażnikowej klapy i wielką, wyglądającą na skórzaną, walizkę leżącą na obszarpanym dnie. Wygląda nieco podejrzanie i niepokojąco, ale hej, jesteśmy w Ameryce. Wolny kraj, nie mój samochód, nie moja sprawa.
A przynajmniej nie jest taką, dopóki Dean nie otwiera walizki. W tym samym momencie staje się to ‘moją sprawą’ pod każdym możliwym względem. Dlaczego? Ponieważ w środku walizki wala się niepoliczalna ilość (w większości zabójczej) broni, od małych i niewinnie wyglądających noży, przez pistolety/rewolwery/strzelby, aż do czegoś co przypomina  ogromny, zaostrzony na końcu drewniany kołek, który leży obok butelki wypełnionej wodą (a to jest oczywiście najbardziej niebezpieczna broń na całym cholernym  świecie, huh?)
- Czy ludzie z, cytuję: ‘popieprzonej ukrytej kamery’ mają coś takiego w swoich samochodach? – pyta Dean z sarkastycznym uśmieszkiem na ustach.
Prześlizguję wzrokiem po jego twarzy i przenoszę oczy na Sama. W jego spojrzeniu dostrzegam, że mówią śmiertelnie poważnie.
- Cóż, to wszystko musi mieć jakieś sensowne wytłumaczenie…- zaczynam, ale kończę kiedy dostrzegam wyraz twarzy Deana. Wygląda jakby chciał przywalić mi czymś z bagażnika. Czymś ciężkim.
- No dobra panowie, powiedzmy, że naprawdę jesteście łowcami. Dlaczego tutaj? Myślałam że w tej okolicy nic się nie dzieje. Kilka małych miasteczek i ten bar – mówię, wskazując głową na budynek z którego wyszliśmy zaledwie jakieś 10 minut temu.
- Sammy, naprawdę nie wydaję mi się, że powinniśmy jej to wszystko mówić. Znamy ją jakieś pięć jebanych minut! I nas zaatakowała! Cholerną, kurwa, patelnią! – Dean niemalże wybucha.
- Dean, wyluzuj. Posłuchaj… - Sam patrzy na mnie z cichą prośbą w oczach.
- Maya – pomagam mu, zorientowawszy się, że nie powiedziałam im swojego imienia.
- Maya. Słyszeliśmy o przypadkach dziwnych zniknięć w tej okolicy. I jesteśmy tu po to, by dowiedzieć się kto, lub co, mogło je spowodować. Myślimy, że mogło to być coś nienaturalnego, ale nie wiemy na pewno. Musimy zebrać trochę informacji.
- I gdzie niby macie zamiar to zrobić?
- W… - Sam zaczyna, ale Dean przerywa, czerwony jak dojrzały pomidor.
- Daj kurwa spokój! Naprawdę masz zamiar jej powiedzieć? Nawet to? Czy cię do końca popierdoliło czy to tylko ja?
- To ty. Daj mu dokończyć – mówię. Dean patrzy na mnie z żądzą mordu w oczach. Posyłam mu najbardziej niewinny uśmiech na jaki mnie stać i znowu patrzę na Sama.
- Jedziemy do naszej biblioteki. Cóż, nie jest to taka prawdziwa biblioteka, ale można to tak nazwać.
- Super. Jadę z wami.Tylko muszę zgarnąć rzeczy z baru.
- Nienienienienienie. Nie wydaje mi się. SAM! – Dean wygląda jak ktoś, kto właśnie skoczył do zimnego jeziora. Sam patrzy na niego bez słowa i uśmiecha się. Wyraz twarzy Deana jest tak komiczny, że żałuję niezabrania aparatu. Biegnę po swoje rzeczy i wracam do chłopaków. Rozmawiają ze sobą i jedyne co słyszę to donośne ‘Kurwa jego mać!’, które wydobywa się z ust Deana. Zgaduję, że nie jest specjalnie zadowolony z faktu, że jadę z nimi.

- No dobra chłopaki, gotowa do drogi! – krzyczę.
- Sam, pomyśl o tym jeszcze raz… - zaczyna Dean, ale Sam już wsiada do samochodu, zajmując miejsce kierowcy. Patrzę na siedzenie obok niego w tym samym momencie co Dean. Oboje zaczynamy biec w tym samym momencie i popychamy się podczas biegu. Słyszę zduszone ‘Kurwa mać’ kiedy staramy się przepchnąć do drzwi (Sam tylko się uśmiecha, siedząc sobie wygodnie). Otwieram drzwi pierwsza i usadawiam się na siedzeniu z triumfalnym uśmiecham na twarzy. Twarz Deana ponownie nabiera koloru dojrzałego pomidora (a może buraka?), kiedy otwiera tylne drzwi i siada na swoim miejscu.
- Sam, pamiętaj żeby powstrzymać mnie przed zamordowaniem jej, kiedy dotrzemy na miejsce. Proszę – mówi Dean, wciąż czerwony. – Przynajmniej daj mi wybrać muzykę.

Sam, ponownie, tylko się uśmiecha i odpala silnik. Patrzę przed siebie, na maskę samochodu za przednią szybą. Zapowiada się długa i interesująca podróż.
________________________________________________________________

P.S. Użyłam jakże pięknego 'Kurwa jego mać' w zastępstwie za 'Son of a bitch', ponieważ nic innego tak dobrze nie pasowało do sytuacji. Jeśli ktoś ma jakieś sugestie co do tłumaczenia tego wyrażenia (i nie tylko) feel free to tell me. Do zobaczenia w następnym rozdziale i may the force of Impala be with you.

4 komentarze:

  1. Podoba mi się sposób prowadzenia narracji. I normalnie widziałam w wyobraźni ich miny, moje kochane chłopaki ❤ a na końcu aż słyszałam w głowie "dont you cry no more" xd
    Czekam na kolejną część, musisz mi pisać jak dodajesz bo nie jestem na bieżąco (;

    vexedmysoul@gmail.com

    Sześć sześć sześć loffki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że się podoba :D
      Co do pisania o nowych rozdziałach - nie ma problemu (ale zapraszam do obserwowania :D)
      Sześćset sześćdziesiąt sześć pozdrowień :3

      Usuń
  2. Biorąc pod uwagę wizualny aspekt tego zagadnienia, jest ono zbyt specyficzne w swojej strukturze obiektywnej i wobec tego w ramach szowinizmu i abstrakcjonizmu absolutnie nie wchodzi w rachubę. No bo jeżeli ktoś komuś coś, a nikt nikomu nic, to po cóż i na cóż. A co się tyczy względem tego, to i owszem, gdyż z punktu patrzenia na punkt widzenia, kwintesencja omawianego zagadnienia jest nam bardzo dobrze znana, lecz jeśli o mnie chodzi, to nie wiem, o co chodzi.
    Sam Łoś prosił, a jeśli chodzi o rozdział to jak zawsze zajebiście xD
    Czeka na kolejny na mailu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy napisałaś przypadkowe słowa obok siebie (szowinizm co), czy skądś to wzięłaś, ale jest popierdolone xD Mimo wszystko, dziękuję, zadowolony łoś. Na mailu będzie jak obiecany - do końca lipca :D

      Usuń