Tyle czasu minęło, ale to w sumie dobrze - ktoś zaczął to czytać (chyba). Drugi rozdział skończony (trochę krótki, ale się zrekompensuję), a ja mam szczerą nadzieję, że się spodoba (jeśli tak proszę o komentarz, a jeśli nie... to w sumie też proszę o komentarz - konstruktywna krytyka zawsze pomaga). Enjoy!
_______________________________________________________________
-…łowcami potworów.
Patrzę na niego osłupiała, wciąż z patelnią wyciągniętą
przed siebie. Przez pierwsze kilka sekund jego słowa powoli docierają do mojego
mózgu, a oni wbijają we mnie wzrok, czekając na reakcję.
I nagle, niespodziewanie dla chłopaków, którzy niemalże
podskakują, wybucham niekontrolowanym śmiechem.
Stoję przed nimi, z wyszczerbioną patelnią w mojej lewej
dłoni i zaśmiewam się do łez, niemalże kładąc się na żwirowej powierzchni
parkingu. Oni rzucają sobie zdezorientowane spojrzenie.
- Ooo kurwa, chłopaki, to było dobre. Naprawdę dobre. Czy
jestem w jakiejś popieprzonej ukrytej
kamerze? Moja siostra was nasłała? –
pytam, wciąż dusząc się ze śmiechu.
Dean otwiera usta, ale zamyka je niemalże w tej samej
chwili. Sam patrzy na niego z tym ‘wszechwiedzącym’ błyskiem oku. Szepcze coś
do Deana, a on potakująco kiwa głową. Sam spogląda na mnie.
- Nie, nie jesteś w popieprzonej ukrytej kamerze. My JESTEŚMY
łowcami.
- Panowie proszę was, to było śmieszne za pierwszym razem,
ale powtarzanie się psuje efekt.
Podczas gdy ja mówię, Dean podchodzi do samochodu i otwiera
bagażnik. Zauważam ogromny biały pentagram na wewnętrznej stronie bagażnikowej
klapy i wielką, wyglądającą na skórzaną, walizkę leżącą na obszarpanym dnie.
Wygląda nieco podejrzanie i niepokojąco, ale hej, jesteśmy w Ameryce. Wolny
kraj, nie mój samochód, nie moja sprawa.
A przynajmniej nie jest taką, dopóki Dean nie otwiera
walizki. W tym samym momencie staje się to ‘moją sprawą’ pod każdym możliwym
względem. Dlaczego? Ponieważ w środku walizki wala się niepoliczalna ilość (w
większości zabójczej) broni, od małych i niewinnie wyglądających noży, przez
pistolety/rewolwery/strzelby, aż do czegoś co przypomina ogromny, zaostrzony na końcu drewniany kołek,
który leży obok butelki wypełnionej wodą (a to jest oczywiście najbardziej
niebezpieczna broń na całym cholernym
świecie, huh?)
- Czy ludzie z, cytuję: ‘popieprzonej ukrytej kamery’ mają
coś takiego w swoich samochodach? – pyta Dean z sarkastycznym uśmieszkiem na
ustach.
Prześlizguję wzrokiem po jego twarzy i przenoszę oczy na
Sama. W jego spojrzeniu dostrzegam, że mówią śmiertelnie poważnie.
- Cóż, to wszystko musi mieć jakieś sensowne wytłumaczenie…-
zaczynam, ale kończę kiedy dostrzegam wyraz twarzy Deana. Wygląda jakby chciał przywalić
mi czymś z bagażnika. Czymś ciężkim.
- No dobra panowie, powiedzmy, że naprawdę jesteście
łowcami. Dlaczego tutaj? Myślałam że w tej okolicy nic się nie dzieje. Kilka
małych miasteczek i ten bar – mówię, wskazując głową na budynek z którego
wyszliśmy zaledwie jakieś 10 minut temu.
- Sammy, naprawdę nie wydaję mi się, że powinniśmy jej to
wszystko mówić. Znamy ją jakieś pięć jebanych minut! I nas zaatakowała!
Cholerną, kurwa, patelnią! – Dean niemalże wybucha.
- Dean, wyluzuj. Posłuchaj… - Sam patrzy na mnie z cichą
prośbą w oczach.
- Maya – pomagam mu, zorientowawszy się, że nie powiedziałam
im swojego imienia.
- Maya. Słyszeliśmy o przypadkach dziwnych zniknięć w tej
okolicy. I jesteśmy tu po to, by dowiedzieć się kto, lub co, mogło je
spowodować. Myślimy, że mogło to być coś nienaturalnego, ale nie wiemy na
pewno. Musimy zebrać trochę informacji.
- I gdzie niby macie zamiar to zrobić?
- W… - Sam zaczyna, ale Dean przerywa, czerwony jak dojrzały
pomidor.
- Daj kurwa spokój! Naprawdę masz zamiar jej powiedzieć?
Nawet to? Czy cię do końca popierdoliło czy to tylko ja?
- To ty. Daj mu dokończyć – mówię. Dean patrzy na mnie z
żądzą mordu w oczach. Posyłam mu najbardziej niewinny uśmiech na jaki mnie stać
i znowu patrzę na Sama.
- Jedziemy do naszej biblioteki. Cóż, nie jest to taka
prawdziwa biblioteka, ale można to tak nazwać.
- Super. Jadę z wami.Tylko muszę zgarnąć rzeczy z baru.
- Nienienienienienie. Nie wydaje mi się. SAM! – Dean wygląda
jak ktoś, kto właśnie skoczył do zimnego jeziora. Sam patrzy na niego bez słowa
i uśmiecha się. Wyraz twarzy Deana jest tak komiczny, że żałuję niezabrania
aparatu. Biegnę po swoje rzeczy i wracam do chłopaków. Rozmawiają ze sobą i
jedyne co słyszę to donośne ‘Kurwa jego mać!’, które wydobywa się z ust Deana.
Zgaduję, że nie jest specjalnie zadowolony z faktu, że jadę z nimi.
- No dobra chłopaki, gotowa do drogi! – krzyczę.
- Sam, pomyśl o tym jeszcze raz… - zaczyna Dean, ale Sam już
wsiada do samochodu, zajmując miejsce kierowcy. Patrzę na siedzenie obok niego
w tym samym momencie co Dean. Oboje zaczynamy biec w tym samym momencie i
popychamy się podczas biegu. Słyszę zduszone ‘Kurwa mać’ kiedy staramy się
przepchnąć do drzwi (Sam tylko się uśmiecha, siedząc sobie wygodnie). Otwieram
drzwi pierwsza i usadawiam się na siedzeniu z triumfalnym uśmiecham na twarzy.
Twarz Deana ponownie nabiera koloru dojrzałego pomidora (a może buraka?), kiedy
otwiera tylne drzwi i siada na swoim miejscu.
- Sam, pamiętaj żeby powstrzymać mnie przed zamordowaniem
jej, kiedy dotrzemy na miejsce. Proszę – mówi Dean, wciąż czerwony. –
Przynajmniej daj mi wybrać muzykę.
Sam, ponownie, tylko się uśmiecha i odpala silnik. Patrzę
przed siebie, na maskę samochodu za przednią szybą. Zapowiada się długa i
interesująca podróż.
________________________________________________________________
P.S. Użyłam jakże pięknego 'Kurwa jego mać' w zastępstwie za 'Son of a bitch', ponieważ nic innego tak dobrze nie pasowało do sytuacji. Jeśli ktoś ma jakieś sugestie co do tłumaczenia tego wyrażenia (i nie tylko) feel free to tell me. Do zobaczenia w następnym rozdziale i may the force of Impala be with you.
Podoba mi się sposób prowadzenia narracji. I normalnie widziałam w wyobraźni ich miny, moje kochane chłopaki ❤ a na końcu aż słyszałam w głowie "dont you cry no more" xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część, musisz mi pisać jak dodajesz bo nie jestem na bieżąco (;
vexedmysoul@gmail.com
Sześć sześć sześć loffki ;*
Cieszę się bardzo, że się podoba :D
UsuńCo do pisania o nowych rozdziałach - nie ma problemu (ale zapraszam do obserwowania :D)
Sześćset sześćdziesiąt sześć pozdrowień :3
Biorąc pod uwagę wizualny aspekt tego zagadnienia, jest ono zbyt specyficzne w swojej strukturze obiektywnej i wobec tego w ramach szowinizmu i abstrakcjonizmu absolutnie nie wchodzi w rachubę. No bo jeżeli ktoś komuś coś, a nikt nikomu nic, to po cóż i na cóż. A co się tyczy względem tego, to i owszem, gdyż z punktu patrzenia na punkt widzenia, kwintesencja omawianego zagadnienia jest nam bardzo dobrze znana, lecz jeśli o mnie chodzi, to nie wiem, o co chodzi.
OdpowiedzUsuńSam Łoś prosił, a jeśli chodzi o rozdział to jak zawsze zajebiście xD
Czeka na kolejny na mailu :)
Nie wiem czy napisałaś przypadkowe słowa obok siebie (szowinizm co), czy skądś to wzięłaś, ale jest popierdolone xD Mimo wszystko, dziękuję, zadowolony łoś. Na mailu będzie jak obiecany - do końca lipca :D
Usuń